czwartek, 1 marca 2012

Powrót z zaświatów, część 5


Wracamy z powrotem do mych przygód w bliżej nieokreślonym miejscu w Anglii (chociaż jestem przekonany , że równie dobrze mogłaby być to Białoruś, ale to już inne tematy i w ogóle nieważne). Wiadomo jak zakończyła się poprzednia część - Ewoki, Sarny i Giętkie badyle, nie trzeba przypominać. Nastąpił ranek, moja pierwsza noc w świecie magii i zabójców, którzy mają giętkie badyle, minęła dosyć niespokojnie, lecz teraz miało być tylko lepiej (tak mi się wydawało przynajmniej). Dlaczego? Bo miałem poznać Hermionę Granger, gwiazdę filmu "Jak odwrócić uwagę od podniesionego kursu franka i zwrócić uwagę na Londyn?" (w którym występowały też takie gwiazdy jak Borys Szyc w roli chłopka przed TV, Premier Anglii w roli spokojnego człowieka czy chociażby Meryl Streep, która wcieliła się w statystkę numer 21 - nominowana zresztą do Oscara za tę rolę) oraz reżysera tegoż filmu.



Harry przyjechał do mnie około godziny 11:30. Jak zwykle miło, podjechał, zatrąbił 9 razy i krzycząc, poprosił mnie grzecznie, abym pakował swój polski tyłek do furgonetki. Tak więc uczyniłem, a już po chwili byliśmy, jak się okazuje w znanej kawiarni chyba wszystkim nam - McDonald. Okazuje się, iż byliśmy z Harrym pierwsi, więc zamówiliśmy coś do picia. Ja Sprite`a, on szkocką z lodem. Po chwili niezręcznej ciszy i bardzo zręcznego alkoholizmu, przybyli i moi pierwsi zleceniodawcy. Hermiona Granger (tak, Granger, nie Wesley - związek zakończył się gdy zdobyła sławę w filmie "Potwory i Spółka" dzięki swojemu uśmiechowi) jak się okazuje, nie była osobą wysoką ani szczupłą. Ani tym bardziej inteligentną. Gdy mnie zobaczyła, powiedziała z entuzjazmem do Harrego "OOO, KUPIŁEŚ SOBIE NOWĄ LANGUSTĘ"....naprawdę....

Co tu dużo mówić, po wytłumaczeniu jej że tak jestem zbudowany, iż w jakiś sposób mogę jej przypominać skorupiaka, nie oznacza wcale iż nim jestem, zasiedliśmy do omawiania filmu i tym podobne (Hermiona nie usiadła koło mnie, podejrzanie także patrzyła na moje dłonie. Specjalnie także imitowałem nimi ruchy szczypiec). Nie było katastrofy. Siedzieliśmy, jedliśmy, piliśmy, rozmawialiśmy. Ale jak się domyślacie, coś poszło nie tak....

Trzy rzeczy były bardzo złe. Ale do przełknięcia. Pierwsza z nich to wylanie sosu słodko kwaśnego na podłogę oraz  oszukania mnie, że swoje frytki już zjadłem. Kolejna rzecz, którą jestem w stanie znieść, to nazwanie ekranizacji Zakonu Feniksa częścią bardzo dobrą. Wiemy, że to kłamstwo, bo w Zakonie Feniksa jedyną dobrze zrobioną rzeczą jest, o ironio, pupa profesor Umbridge i jej noszenie się na lewo i prawo. Trzecią i ostatnią rzeczą, którą mogę skrycie tolerować, jest przekonywanie mnie, aby recenzja dzieła z Hermioną była pozytywną, by ominąć w niej budowę żuchwy Panny Granger, pochwalić za oryginalność, końcówkę, opowiedzieć kilka żartów o Hitlerze i niemieckich kobietach i w końcu wyrazić oczekiwanie na sequel. Jak wiemy, udawanie że jakiś film mi się podoba czy nie podoba jest bardzo udane w mym wykonaniu (chociażby udawanie że film biograficzny Justina Biebiera mi się nie podobał). Ale w pewnym momencie przesadzili...

Siedzimy, jest już koniec spotkania, prawda, wstajemy by się pożegnać i wtedy wszystko się zepsuło, wszystko. Reżyser, powiedzmy że nazywał się J.K. Roland, zapytał się Hermiony co ona takiego robi że jest taka piękna. Ona na to, że "CÓŻ, PO PROSTU JESTEM NAJPIĘKNIEJSZĄ DZIEWCZYNĄ NA ŚWIECIE, WIELE NIE MUSZĘ ROBIĆ". I wiecie, kochani, ja mogę, jak wiecie, wiele znieść by zdobyć pieniądze i sławę. Ale odbierania tytułu najpiękniejszej dziewczyny na świecie mojej lubej, to przesada. Dlatego pod wpływem impulsu wziąłem dwa widelce i w charakterystycznej pozie...


...zachodzę ją od tyłu i wydając dźwięki równie charakterystyczne co moja poza, szczypię ją tymi widelcami, śliniąc się i ją przy okazji. Harry mnie odciąga, ochrona wbija, reżyser kręci filmik telefonem, Hermiona ucieka. Tak o to skończyła się moja krótka przygoda z recenzowaniem dla Harrego i spółki. Ale, jak się okazuje, zaraz po wyjściu...czy też wyrzuceniu mnie z McDonalda, spotkałem pewnego pana.... Ale o tym w następnej części, kochaniutcy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz